wtorek, 26 grudnia 2017

Mniej, czyli lepiej- wprowadzenie do minimalizmu

Brak komentarzy
W każdym roku pojawiają się mniej lub bardziej przemijające mody i upodobania, jednak tylko niektóre z nich utrzymują swoją popularność przez czas dłuższy niż jeden sezon. Jednym z takich trendów jest minimalizm, który do Polski trafił kilka lat temu, a w ostatnim roku jest prawdopodobnie w najwyższej fazie zainteresowania. Zainteresował też mnie. Albo może sam mnie znalazł, z potrzeby mojego serca:)?
Dużo o nim ostatnio czytałam, bo przez ten czas obrósł w mity, które powodowały, że minimalizm mnie nie przekonywała w 100%. Ale..., dzisiaj już wiem, że te mity nie do końca oddają (a czasem nawet są nieprawdą) jego idee. Dlatego, opierając się na pozyskanej wiedzy i na moich (już przeszłych) wątpliwościach, czy warto mieć mniej, żeby żyć bardzie, przygotowałam dla Was krótką ściągawkę na temat minimalizmu.
Minimalizm to brak rzeczy - wśród osób "wyznających" minimalizm popularne jest podejście, aby swój dobytek ograniczyć do jak najmniejszej ilości rzeczy - niektórzy mówią o 100, bardziej radykalni nawet o 50 przedmiotach (??!!), które powinni posiadać minimaliści. Okazuje się jednak, że kluczem do tej filozofii jest nie całkowity brak rzeczy, ale brak przywiązania do nich. Zagracona przestrzeń nie sprzyja szukaniu wewnętrznego spokoju i skupieniu się na życiowych priorytetach, warto więc w racjonalny sposób redukować ilość otaczających nas przedmiotów.
Zacznij od poradników - utarło się, że minimaliści zaczynają zmianę swojego życia od przeczytania tuzinów książek i przestudiowania dziesiątków blogów, które - jak rasowe podręczniki dla akwizytorów - krok po kroku opisują drogę do pozbycia się zbędnych przedmiotów i nawyków (czyli to, co ja zrobiłam - może nie tonę książek, ale...). Nic bardziej mylnego: zacząć trzeba od siebie i w sobie znaleźć siłę, by ograniczyć wpływ rzeczy na własne postępowanie. Owszem, przydają się porady kogoś, kto taką drogę już przeszedł - jednak otaczanie się kolejnymi książkami, by wiedzieć, jak się ich pozbyć, zdecydowanie mija się z celem:).
Filozofia estetyczna - wśród osób rozpoczynających swoją drogę do minimalizmu bardzo popularne jest otaczanie się niezbędnymi do życia przedmiotami, które również w zakresie wzornictwa zaliczane są do estetyki minimalizmu. Laptop czy komórka z nadgryzionym jabłkiem (no ba!), drogi (ale ultralekki) rower czy inteligentna lodówka nie muszą być od razu przejawem snobizmu (bo często służą do pracy i ułatwiają życie), jednak bez wątpienia nie każdy minimalista ich potrzebuje. Nie jest przecież sztuką zastąpić brak przywiązania do rzeczy jeszcze silniejszym przywiązaniem do konkretnej marki.
Ładniejsza nazwa ubóstwa - życie minimalistyczne nie służy ukryciu własnej niezaradności, zaś minimaliści nie są nieudacznikami, którzy ładną nazwą pragną poprawić własne samopoczucie. Po lekturze niektórych książek o minimalizmie można zyskać przekonanie, że ta filozofia to dość drogi interes, dostępny przede wszystkim dla tych, którzy mogą sobie pozwolić na nienormowany czas pracy, odrzucanie zleceń czy rezygnację z dobrze płatnych zajęć:).
Minimalizm to religia - nie można uznać minimalizmu za religię, prędzej - za życiową filozofię, która jednak w pewien sposób czerpie z doświadczeń różnych religii. W filozofii tej odnajdą się więc nie tylko chrześcijanie, ale także wszyscy, dla których asceza przez długi czas była sposobem na oczyszczenie duszy ze wszelkich przywiązań do rzeczy doczesnych. Wielu minimalistów odnajduje spokój w ćwiczeniu jogi, w praktykach buddyzmu czy hinduizmu. Można więc uznać minimalizm za "wyznanie" ponad religiami.
Minimalizm to umartwianie się - współczesny minimalizm to wręcz odwrotność umartwiania się: to droga do prawdziwego bogactwa, którym jest czas spędzony z najbliższymi, możliwość realizacji własnych pasji, wewnętrzny spokój, brak pośpiechu i leniwe popołudnia z psem u boku (jeśli ktoś lubi psy). Pozbycie się zbędnych przedmiotów, odrzucenie przytłaczających nas zadań zawodowych jest świetnym lekiem na bolączki współczesności: pogoń za karierą czy szaleństwo gromadzenia.
Minimalizm łamie serce - nic dziwnego, że można tak pomyśleć, kiedy ktoś zachęca nas do pozbycia się pamiątkowej ciupagi z napisem "Zakopane '92", dwudziestotomowej encyklopedii PWN sprzed trzech dekad, ulubionych (ale już znoszonych) dresów i tuzina obrazków, które namalowaliśmy jako brzdące;). Rozstanie z niektórymi przedmiotami bez wątpienia będzie trudne i bolesne - nie trzeba jednak robić tego od razu i przesadnie gwałtownie. Wystarczy schować do pudełka zbędne ubrania i książki, a jeśli nie sięgniemy do nich przez np. pół roku, to taki zestaw można oddać potrzebującym. Myśl, że niepotrzebna nam rzecz może przynieść radość i przydać się innym osobom, powinna nieco uspokoić nasze złamane serce.:)
Nie jest rzeczą łatwą ani małą - to prawda, wymaga poświęceń, jest "ubrany" w ładną filozofię snobizmu, może być niezrozumiały dla tych, którzy i tak żyją "minimalnie", bo za minimalną pensję i w minimalnym metrażu. Warto jednak próbować wprowadzić w życie tę dobrowolną prostotę, która spowalnia nas w wyścigu po kolejne dobra materialne i sukcesy zawodowe okupione zaniedbaniem samego siebie i swoich bliskich. Wszystko po to, by zastanowić się, co rzeczywiście czyni nas szczęśliwymi i pozwala nam korzystać z życia w sposób, w jaki sami byśmy tego oczekiwali.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

ARCHIWUM BLOGA

.
=async defer src="//assets.pinterest.com/js/pinit.js"/script>