czwartek, 6 sierpnia 2015

Goło, ale czy na pewno wesoło?

6 komentarzy
„Weź przestań, jest gorąco - to w czym mam chodzić?“ - takie zdanie można usłyszeć podczas tych upalnych dni bardzo często. Czy upał i wyczucie stylu mogą iść ze sobą w parze? Osobiście, mam wrażenie, że dobre maniery czy wyczucie stylu, a przede wszystkim wyczucie tego, co wypada nosić na plaży, a co w mieście nie ma znaczenia dla niektórych miejskich koczowników. Bo przecież są wakacje i liczy się tylko to, żeby wyglądać jak supermodna "kociczka" lub największy twardziel. Dlatego gołe klaty, nagie brzuchy, kuse szorty, dekolty do pępka i plastykowe klapki to widok, z którym na pewno oswoiłam się na polskiej plaży, ale w mieście taki widok doprowadza mnie naprzemiennie do płaczu i łez. A jeśli mam gorszy dzień to nawet do szału. No bo jak tak można?
Nie jestem modową faszystką i nie brakuje mi tolerancji, sama jestem młoda i jeszcze "mogę wszystko" (wiecie o co chodzi), czyli nie jestem tetryczką. I zazwyczaj jest mi obojętne, jak ubierają się obcy ludzie, jednak latem budzi się we mnie oburzenie na wszechobecną nieuzasadnioną goliznę. Wiem, wiem… Żyjemy w wolnym kraju, a strój i wygląd mają podobno podkreślać naszą osobowość. No właśnie. I co takiego podkreśla ta golizna?
Zacznę trochę historycznie. Po wojnie (w latach 60.) opalenizna (i jednocześnie golizna) stała się synonimem zdrowego i aktywnego stylu życia. Ciemna skóra pasowała do modnych wtedy perłoworóżowych szminek i platynowych włosów. Na ulicach pojawiły się dekolty, minispódniczki, i kuse szorty. Te nowości dawały wolność. Projektanci zaczęli przygotowywać kostiumy kąpielowe oraz specjalne letnie kolekcje „kurortowe“ wzorowane na modzie z popularnych miejscowości Lazurowego Wybrzeża. I te wszystkie ubrania powoli zaczęły „atakować“ miasta. Nikogo nie dziwił już brak pończoch, sandały i krótkie sukienki, choć wciąż zdarzały się elegantki ukryte w cieniu parasoli z arystokratycznie bladą cerą.
Tak to pojęcie elegancji zmieniło zupełnie znaczenie, dobre maniery przestały budzić emocje i pewnie dlatego dziś na ulicach Warszawy dziewczyny bez wstydu odsłaniają swoje ciała, a faceci demonstrują swoje nagie torsy. I może wszystko byłoby OK gdyby nie fakt, że niektóre ciała zupełnie nie nadają się do odsłaniania, niektóre pępki są tak ukryte w fałdkach tłuszczu, że wcale ich nie widać, a męskie torsy nie mają nic wspólnego z klatą wysportowanego modela z modowego magazynu.
Brzuchaci faceci o nieprzyjemnym zapachu oraz dziewczyny z "boczkami", fałdami w okolicy brzucha, z zaniedbanymi stopami i cellulitem, atakują wszystkie moje zmysły w centrum Warszawy. Zastanawiam się - skąd bierze się w nich pewność że „tak można“, że „tak jest fajnie i modnie“ i że „wyglądają zagranicznie“, że są "jak Beyonce“. 
Jadę metrem i słyszę rozmowę (chyba matki z córką): matka nie jest zadowolona, że córka tak się ubrała. Na co córka odpowiada jej: „Weź przestań, jest gorąco to co mam nosić? Skórzane spodnie?   Beyonce tak nosi i żona Toma Cruise‘a i Jessica Mercedes też.“ I to jest koniec rozmowy, bo nastąpił foch. I nie ważne, że te trzy wymienione kobiety mają odpowiednie warunki, aby nosić krótkie spodenki - bo mają nogi do samego nieba. Aż chce mi się krzyczeć: “Jeśli chcesz być modna to bądź też odważna! Chciałabyś nosić mikroszorty więc je noś, ale licz się z tym, że w nich eksponujesz WSZYSTKO i jeśli cokolwiek z twoimi udami, nogami, kolanami, pośladkami jest nie tak, to nie maskuj tego czarnymi rajstopami przy 30 stopniach w cieniu (tak, tak - dobrze przeczytaliście), tylko... odpuść sobie szorty, bo to nie styl dla ciebie!“.
W centrum Warszawy widzę kilku młodzieńców. Mają sportowe spodenki, nowiutkie „Najki“, białe skarpety podciągnięte niemal do połowy łydek, czapki bejsbolówki i... tyle. A koszulki? Koszulki gdzieś im się zapodziały. Np . znajdziecie je wetknięte za gumkę szortów…Zdarza się też taki widok, że zamiast koszulki noszą zarzucony na szyję ręcznik (nie pierwszej świeżości). Niby wyglądają „fit“ i nie różnią się od milionów zwyczajnych chłopaków przesiadujących na ławkach w każdym mieście, miasteczku i na każdej wsi, ale tylko jeden z nich ma warunki do tego, żeby publicznie prezentować swoje ciało (najlepiej jednak na plaży). Chłopak jest szczupły, wygląda na wysportowanego i ma „kaloryfer“. No cóż… piwko z czipsami, obiady w „kebabie“ i kolacje w fast-foodach zrobiły swoje i nad szortami zaczynają pojawiać się pierwsze zalążki oponek, które za parę lat zamienią się w brzuszki, a potem w brzuchy – takie same jak z pewnością mają ich ojcowie. Ale chłopcy nic sobie z tego nie robią. Prężą klaty, napinają zwiotczałe piersi i cherlawe bicepsy. Pewni widzieli to na teledyskach Snoop Dogga.
Wchodzę do metra. W metrze chłodniej, ale jest tłok. Z biur wracają dziewczyny w skromnych sukienkach i mężczyźni w granatowych garniturach. One cierpią, bo „dress code“ ich korporacji zmusza do noszenia rajstop i zakrywających całe stopy butów, oni mają już dosyć ciasnych kołnierzyków i krawatów. Na stacji Politechnika do wagonu wsiada grupka młodych ludzi. To  Francuzi. Jedna z dziewczyn ma na sobie prostą, lekką sukienkę w kwiatki, baleriny, a na głowie słomkowy kapelusz, druga ma krótką spódniczkę w groszki, sandały na wypielęgnowanych stopach, mały top na ramiączkach i bardzo kolorowy jedwabny szal zamotany „od niechcenia“ na szyi, pod pachą trzyma jedwabną bladoróżową parasolkę przeciwsłoneczną. Dwóch chłopaków ma zwykłe białe koszulki i obcięte do kolan dżinsy, trzeci nosi płócienne, lekko przykrótkie spodnie i klasyczną białą koszulę z podwiniętymi rękawami, ma też słomkowy kapelusz. Wyglądają wesoło, wakacyjnie, na luzie i świeżo. Są uśmiechnięci. Wysiadają na Placu Bankowym i ustępują miejsca „kolorowej“ grupce ich rówieśników. Różnica jest taka, że ci, którzy wsiedli mówią po polsku. Dziewczyny mają paznokcie pomalowane wszystkimi kolorami tęczy, farbowane (na czarno lub biało) włosy, mnóstwo biżuterii wyglądającej na „bogatą“, a ich twarze ociekają od samoopalaczy, ciemnych podkładów, papuzich cieni i jaskrawych szminek. Chłopcy ubrani są na sportowo. Podobnie jak ci, o których już pisałam - oczywiście nie mają koszulek, a zapach ich wilgotnych klat miesza się z zapachem nieskutecznych, ale za to bardzo "męskich" dezodorantów. Wszyscy mają wkurzone miny, dziewczyny przewracają oczami niczym gwiazdy, nadymają usta i cały czas poprawiają włosy jakby od ich wyglądu zależała reszta życia i reputacja. Głośno rozmawiają o piwku i o tym, jak udało im się wykiwać innych znajomych. Prawie wszyscy mają na stopach plażowe klapki: dziewczyny w wersji „glamour“ - wysadzane lśniącymi kamykami i ozdabiane plastikowymi kwiatuszkami, a faceci w stylu sportowym czyli „basenówki“. Jeden z nich założył nawet śnieżnobiałe skarpety:)
No i to by było na tyle. Niestety dalej nie wiem, co takiego podkreśla ta golizna… Może Wy mi podpowiecie o co chodzi? Chętnie też dowiem się, jak to wygląda u Was, w Waszych miastach.

6 komentarzy

  1. Masz rację, golizna w mieście razi. Mnie ona razi nawet w nadmorskich kurortach. Bo jak wypić kawę w kawiarni i zjeść lody, gdy obok pani z wylewajacym się że stroju kąpielowego tłuszczem, zamówiła puchar lodowy, a pan bez koszulki i bez kaloryfera siorbie piwko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, z kurortami jest podobnie. Takim "turystom" wydaje się, że "strój" plażowy obowiązuje wszędzie, no bo przecież są wakacje... :) Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  2. Ja zawsze mam jakieś dziwne podejście do panów z odkrytą klatą. Uważam, że jest to trochę nie na miejscu poza własnym domem tak się prezentować, niezależnie od tego, czy jest on umięśniony czy nie. Rozumiem, że jest im gorąco, ale zwyczajnie nauczono mnie, że należy się godnie prezentować niezależnie od pogody. Pozdrawiam :-) zzyciaannyt.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Anno! Mam tak samo:) Na szczęście dzisiaj temperatura nie sprzyja już tego rodzaju pokazom :)
      Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny na moim blogu!

      Usuń
  3. Golizna jest krótkofalowa - trudniej znieść w tłoku smród nieumytego roznegliżowanego ciała i niewypranej koszulki - fuuuujjjj .... no co w końcu jest jeszcze upał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... :) Upał nie usprawiedliwia takich przypadków... NIGDY :)
      Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny i komentarz!

      Usuń

ARCHIWUM BLOGA

.
=async defer src="//assets.pinterest.com/js/pinit.js"/script>