Za każdym razem, kiedy słyszę słowo "projekt" w połączeniu z prywatnymi/domowymi zadaniami, mam dreszcze... Wszystko jest projektem - nawet dziecko, którego czas jest szczelnie wypełniony wyzwaniami. Matko! Po co to wszystko tak utrudniać? Kto to wymyślił?
Bardzo dobrze wyjaśnia to Piotr Fijewski w książce „Zaklęcie na bycie sobą”. Autor twierdzi, że za całym tym zamieszaniem stoją zadanioholicy. Takie osoby są skupione wyłącznie na przyszłości, na tym, co jest do zrobienia za chwilę, jutro, za tydzień. To bardzo niebezpieczny rodzaj nałogu, bo – choć skutki tego uzależnienia są tak samo wyniszczające jak skutki innych uzależnień, to w tym przypadku można liczyć na akceptację społeczną. Zadanioholizm to sposób myślenia o sobie i świecie, to nawet coś w rodzaju filozofii życia.
Zadanioholik obsesyjnie myśli o realizacji zadań i wyzwań, które dotyczą nie tylko pracy zawodowej, ale wszystkich sfer życia. To na ogół reprezentant klasy średniej, mieszka w mieście, żyje szybko. Jego dzień i część nocy składają się wyłącznie z zadań, czyli postawionych celów i działań zmierzających do ich realizacji – najpierw w pracy, potem poza pracą. Zadanioholicy są skupieni wyłącznie na przyszłości, na tym, co jest do zrobienia za chwilę, jutro, za tydzień. Każdy kolejny krok jest „zadaniem-wyzwaniem-projektem”. Zadaniem staje się nawet zaplanowana przyjemność: poranne bieganie, ćwiczenia fitness, wieczorne pływanie na basenie. Czas płynie bardzo szybko, a skupienie na tym, co ma być, skutecznie odcina zadaniową osobę od bycia tu i teraz, od doświadczania głębszych uczuć, kontaktu z bliskimi. Po prostu od obecności we własnym życiu...
Zadanioholicy małżonkowie tworzą na ogół szybki, bardzo sprawny, współpracujący dwuosobowy zespół, który nie marnuje czasu, żyje aktywnie i praktycznie, działa, organizuje i realizuje projekty. Jednym z głównych pozabiznesowych wyzwań zadanioholicznego małżeństwa jest „Projekt: dziecko”.
Zaczynają od zbierania informacji – zewsząd, choć głównie z internetu. Zebranie jak największej ilości informacji ma zniwelować obawy, upewnić, zwiększyć kompetencje, uczynić świat bezpieczniejszym. Niestety, skutek jest odwrotny – „tsunami” informacyjne powoduje jedynie nasilenie niepokoju. A im większy niepokój partnerów, tym większą odczuwają potrzebę kontroli. W efekcie jeszcze więcej planują, organizują i intensywniej szukają dodatkowych informacji. W dzisiejszym świecie nadmiar informacji, różnorodność i ich szczegółowość wzmacniają niepokój, który jest bardzo poważną przyczyną trudności zajścia w ciążę wielu młodych kobiet. W takich warunkach realizacja „Projektu: dziecko” napotyka na przeszkody. Jeśli jednak ta część "projektu" zakończy się sukcesem , zacznie się kolejny projekt - etap ciąży. Ciąża jest pewną szansą na zmianę filozofii życia, bo prowokuje do skupiania się na tu i teraz, wsłuchania się w organizm, zwolnienia tempa życia. Niestety, zadanioholicy często marnują tę szansę. A kiedy dziecko już się narodzi, u rodziców zadanioholików dość szybko pojawia się tęsknota do „wolności”, czyli powrotu do pracy zawodowej.
Zadanioholiczna para szybko ogarnia rzeczywistość „Projekt: my + dziecko”. Okazuje się, że niemowlę nie jest aż tak absorbujące, jak się obawiali – o nic nie pyta, je, sporo śpi, więc można wdrożyć skutecznie tryb zadaniowy. Dziecko staje się delikatnym i drogocennym "sprzętem", który trzeba odpowiednio „obsługiwać”. Jest noszone, przewożone, zapinane, odpinane. Można też wrócić do pracy zawodowej, gdy sprawnie uda się zrealizować zadanie „szukanie niani/żłobka”.
W zadanioholicznej rodzinie dziecko uczone jest walki z upływem czasu, czyli ciągłego pośpiechu. A przecież kilkuletnie dziecko ma naturalny rytm poruszania się w czasie – w tym rytmie skupia uwagę na każdej chwili własnego życia, doświadcza intensywnie świata i wszystkiego, co w nim i wokół niego. Ten rytm jest niezbędny, aby zbudować tożsamość. Małe dziecko nie spieszy się, ubiera się powoli, je bez pośpiechu... Filozofia dziecka nie ma nic wspólnego z korporacją. :) Nic zatem dziwnego, że szaleńczy pośpiech i presja ze strony rodziców wywołują w dziecku naturalny opór.
Następny etap „Projektu: dziecko” to "Projekt: szkoła". Zadaniowi rodzice skupiają się na tym, by dziecko dowiedziało się, jak walczyć o przetrwanie w dzisiejszym świecie. Przekazują dziecku trzy podstawowe tezy:
- Żeby przetrwać – najważniejsza jest edukacja, najlepiej we wszystkich możliwych dziedzinach – dzięki temu nie będziesz musiał liczyć na innych;
- Trzeba dążyć do tego, by być w jakiejś istotnej dziedzinie „mistrzem świata” – dzięki temu zostaniesz zauważony przez innych, nie zdepczą cię i dadzą dobrze płatną pracę;
- W życiu trzeba mieć sprecyzowane cele – człowiek z celami nie wpada w depresję, a może nawet jest szczęśliwy...
Te smutne poglądy wyrosły z niepokoju i nieufności. Zamiast uczenia wartości, które mogą nadawać życiu sens, pojawiają się cele – jako jedyny pomysł na życiową satysfakcję.
Zadanioholik stale walczy ze światem. Próbuje „wyrobić się”, lecz nigdy nie jest pewny, czy sobie poradzi. Jako rodzic – obawia się, czy jego dziecko poradzi sobie w trudnym i groźnym świecie. Uczy dziecko tego, co sam potrafi, a więc "zaprzęga" je do zadań. I tak, w zależności od zasobności portfela, pojawia się eksperymentalne przedszkole, gdzie jest aikido i hiszpański, potem amerykańska szkoła z lekcjami pływania, jazdy konnej, krav magi, dodatkowo zajęcia teatralne rozwijające kreatywność, taniec, balet i inne... Dziecko nie ma na nic czasu, żyje aktywnie od celu do celu...
W tym czasie rodzice bez wyrzutów sumienia mogą zająć się... własną pracą. A co czuje dziecko zadanioholika? Przede wszystkim doświadcza opuszczenia przez rodziców. W samotnym świecie aktywizmu odcina się od uczuć, staje się sprawne, pragmatyczne, zamknięte w sobie i unika wymiany uczuciowej, podobnie jak jego rodzice. Resztkę wolnego czasu spędza we własnym pokoju z komputerem, skutecznie unikając autorefleksji, która jest konieczna w budowaniu tożsamości. Autorefleksja bywa bolesna, a cierpienie w świecie zadań i pragmatyzmu nie jest mile widziane...
W ostatnich latach obserwujemy coraz więcej nastoletnich dzieci z poważnymi problemami psychologicznymi i zaburzeniami osobowości. Nie wiedzą, kim są – eksperymentują z narkotykami, orientacją seksualną, ekstremalnymi bodźcami, bo chcą poczuć własne istnienie. Nie słyszą swoich emocji, mają obniżone poczucie sensu tego, co się dzieje w ich życiu oraz ogólnie obniżone poczucie własnej wartości.
W obliczu tych problemów zadanioholiczni rodzice tworzą kolejny projekt – „Projekt: psychoterapia”. Szukają najlepszego eksperta, topowego terapeuty, bowiem wydaje im się, że zostawienie dziecka pod opieką wybitnego specjalisty – psychoterapeuty na pewno pomoże i rozwiąże wszystkie problemy. Kolejny raz opuszczają swoje dziecko, kolejny raz powracają do zadań i pracy, kolejny raz unikają kontaktu tu i teraz ze światem, którego najważniejszym reprezentantem jest ich dziecko. Marzą o osiągnięciach, które na zawsze pozostaną w wirtualnym świecie przyszłości. Psychoterapia nie est zła, ale nie przyniesie efektu, jeśli wszyscy nie zmienią nie swojego życia i nie zmienią swoich priorytetów. Najważniejsze, aby mieli czas na TU i TERAZ.
Jeśli choć trochę odnajdujesz się w opisanych zachowaniach, jeśli ten tekst jest w jakimś stopniu o Tobie i Twoim życiu, to chciałabym zachęcić Cię do eksperymentu.
Spróbuj przez cały jutrzejszy dzień szukać sensu – w każdym dziejącym się w danej chwili wydarzeniu. Pozwól sobie na przeżywanie różnych refleksji, nawet bolesnych. Jeśli potraktujesz te doświadczenia jak drogocenne diamenty, będziesz mogła podarować je najbliższym – tym, których tak bardzo kochasz. Szukanie sensu zdarzeń może odbywać się w trzech momentach: przed daną sytuacją, w trakcie i po.
- Przed: jeśli masz wybór, w co możesz zainwestować swój wolny czas, wybierz to, co ma dla Ciebie więcej sensu. Na przykład, co zrobisz wieczorem w domu w czasie wolnym – sprawdzisz pocztę mailową czy wypijesz herbatę z synem?
- W trakcie: gdy coś robisz – cokolwiek – zadaj sobie kilka pytań: Jaką ta czynność ma dla Ciebie wartość? Jakie ma dla Ciebie i Twojego życia znaczenie? Jak tego doświadczasz, co czujesz, co myślisz?
- Po: najlepiej wieczorem zrób „skalę sensu” – od 0 do 10 – i zaznacz poszczególne wydarzenia, w których brałeś/brałaś udział tego dnia. Popatrz na swoją skalę i podziel się refleksjami z najbliższą osobą. Dla niej będzie cenne, że mówisz o sobie i swoim doświadczeniu. Może ona też zechce się otworzyć i opisać Ci swoją „skalę sensu”. Dzięki temu zaczniecie być tu i teraz – wolniej i mądrzej.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz