Wielkie korporacje zorganizowane w większości w dużych miastach są czasem jedyną szansą i możliwością dla młodych i trochę starszych ludzi z bardzo małych miejscowości, którzy stali się ofiarami traumy transformacji. Bywały takie ośrodki, w których jedyny pracodawca przestawał z dnia na dzień istnieć. I wyjazd do pracy do korporacji w Poznaniu czy w Warszawie albo do centrów outsourcingowych wokół Wrocławia i Krakowa był i jest dla setek tysięcy ludzi z tzw. prowincji jedyną szansą na zatrudnienie. I jakkolwiek na to patrzeć, korporacje są miejscem spełnienia, samorealizacji, zaspokojenia stałych potrzeb.
Korporacja z jej procedurami, rygorami, wewnętrzną polityką, stawia przed pracownikami olbrzymie wyzwania, ale też unikalne szanse. Dlatego w korporacjach pracują tacy, którzy narzekają i tacy, którzy są zadowoleni. Ci pierwsi narzekają na tysiące zebrań, na szefów, Ci drudzy, świetnie odnajdują się w korporacji, korzystają z możliwości rozwoju, z okazji do poznawania nowych osób oraz z wysokiego wynagrodzenia. Znajdą się też tacy, którzy czerpią radość z uprzykniania życia innym pracownikom. Zazwyczaj, są to soby, które identyfikują się przede wszystkim z powierzchownymi, zewnętrznymi regułami korporacji, i jak mówisz do takiej osoby, że krzesło ci się rozpada, to z pewnością usłyszysz: "Proszę się zwrócić drogą służbową do głównego specjalisty z działu F3. Ja ze swojej strony powiadamiam, że dostawa nowych mebli przewidziana jest na 23 listopada bieżącego roku".
Na co jeszcze narzeka się w korporacjach? Na przykład na rozproszenie odpowiedzialności - w sytuacjach, kiedy odpowiedzialni są wszyscy - bo wiadomo - wszyscy, czyli nikt. Dlatego załatwienie czegokolwiek robi się bardzo trudne.
Potężne organizacje wymagają dyscypliny i podporządkowania się, poczynając od dress code'u, a skończywszy na podejmowanych decyzjach. To stresujące i męczące, tym bardziej dla kogoś, kto nie zna "celów korporacji i jej kierowniczych idei", nie rozumie ich albo nie zgadza się z nimi. Gubi, męczy, czuje się upokorzony i prędzej czy później uważa, że wszystko to lipa. I myśli o tym, żeby albo z tego uciec, jak z więzienia, albo żeby coś wyrwać dla siebie. Jego życie zaczyna się organizować wokół przekonania, że wszystkie te opowieści o misjach, zasadach etycznych, rzetelności wobec klienta itp. to tylko frazes, który ma pomóc w realizowaniu jedynego rzeczywistego celu, jakim jest łapczywe napychanie własnych kieszeni.
Czasami jestem pyta na, czy według mnie i mojego doświadczenia, istnieje korporacyjna uczciwość... I tutaj zwracam uwagę, że uczciwość po prostu jest, albo jej nie ma. Nie robiłabym takich rozróżnień, bo to demonizuje świat korporacji. Uczciwość w życiu polega np. na tym, by oddać pożyczoną książkę, a w korporacji - by przypomnieć podwykonawcy o wystawieniu faktury, a nie zacierać ręce w nadziei, że może zapomniał:) Uczciwe korporacje wnoszą na rynek jakieś dobra, usługi, towary, za które klienci gotowi są zapłacić. I to jest fair. Nie jest fair, kiedy ktoś nas namawia na produkty, które nie mają wartości. W uczciwym zarządzaniu dużo mniej mówi się o misji, wizji i wartościach, a więcej o celach i kryteriach. Jest nim zapraszanie pracowników do "design thinking", czyli do projektowania twórczych rozwiązań, a nie zmuszanie ich do rywalizacji i walki.
Ale jeszcze daleka droga przed nami... Bo Polacy są przyzwyczajeni do zachowań folwarcznych (chociaż już coraz mniej). I nawet jeżeli pojawia się lider, który chce wprowadzić nowe reguły oparte na prawdzie i uczciwości, to ludzie podświadomie wolą grać dalej w swoje gry w ramach dotychczasowych zmów. Patologia folwarku czy korporacji nie polega na tym, że oto mamy psychopatycznego szefa, tylko że istnieje niepisane przyzwolenie na pewnego rodzaju zachowania.
Pamiętajcie, że bez względu na to gdzie pracujecie, to istotną wartością jest życie własnym życiem, poczucie jego autentyzmu, pewnej spójności. Funkcjonowanie w wielkich organizacjach może z tego punktu widzenia być bardzo trudne. Stąd eksploatowany do bólu przez kolorowe czasopisma mit ucieczki z korpo na wieś, do kóz i kur, i najlepiej w Bieszczady:).
Może być tak, że pod wpływem jakiegoś niespodziewanego zdarzenia ktoś odkryje, że życie, jakie toczy się w biurowcu, to nie jest cały świat i że warto znaleźć, zdobyć, zorganizować przestrzeń na inne sprawy: rodzinę, przyjaciół, sport. Może faktycznie ktoś tkwi w paskudnym miejscu i powinien z niego odejść?
Na co jeszcze narzeka się w korporacjach? Na przykład na rozproszenie odpowiedzialności - w sytuacjach, kiedy odpowiedzialni są wszyscy - bo wiadomo - wszyscy, czyli nikt. Dlatego załatwienie czegokolwiek robi się bardzo trudne.
Korporacje, które powstawały w USA, Japonii i Skandynawii w latach 20., 30., bardzo często odwoływały się do narracji motywującej i integrującej pracowników, opartej na celach wyższych niż tylko zysk. Dzisiaj, patrząc na ówczesne uroczystości zaprzysiężenia do pracy, celebrowane z pocztem sztandarowym i innymi symbolami budującymi tożsamość firmy, mamy poczucie ekstremalnej groteski. Niemniej ta groteska dopiero dzisiaj daje się we znaki, bo wtedy to celebrowanie było autentyczne.Przez kilka dekad i pokoleń szefowie pierwszych korporacji kierowali się misją, łącząc ją z zyskiem. Z czasem, w sposób sprytny i przewrotny, chciwi przedsiębiorcy i menedżerowie zorientowali się, że odwoływanie się do misji, wartości, symboli i wspólnotowych doświadczeń jest dobrym sposobem uwiedzenia ludzi do realizacji celów stricte biznesowych.
PLOTECZKI: jeden z dyrektorów znanej stacji telewizyjnej z dumą opowiadał, że od 25 lat motywuje ludzi do pracy metodą kolca w dupie. Dobiera w zespoły osoby, które się nie trawią. I kiedy jadą w delegację, wzajemnie się pilnują, a raporty, kto co źle zrobił, nadchodzą co dwie godziny. Nie trzeba mieć wcale kontrolingu.Czyli z jednej strony emblematy, wizje, misje i wartości, narracja teamworku, jak to się pięknie mówi, a na co dzień stawianie ludzi w sytuacji, w której są skłaniani wręcz do zaszczuwania się. Na szczęście, nie każdy w taką sytuację wchodzi. Niektórzy opierają się presji idącej z góry, ale inni jej całkowicie ulegają, a nawet realizują ją przesadnie.
Potężne organizacje wymagają dyscypliny i podporządkowania się, poczynając od dress code'u, a skończywszy na podejmowanych decyzjach. To stresujące i męczące, tym bardziej dla kogoś, kto nie zna "celów korporacji i jej kierowniczych idei", nie rozumie ich albo nie zgadza się z nimi. Gubi, męczy, czuje się upokorzony i prędzej czy później uważa, że wszystko to lipa. I myśli o tym, żeby albo z tego uciec, jak z więzienia, albo żeby coś wyrwać dla siebie. Jego życie zaczyna się organizować wokół przekonania, że wszystkie te opowieści o misjach, zasadach etycznych, rzetelności wobec klienta itp. to tylko frazes, który ma pomóc w realizowaniu jedynego rzeczywistego celu, jakim jest łapczywe napychanie własnych kieszeni.
Władza spoczywa zwykle w rękach jednej osoby. Kiedyś właściciela ziemskiego, potem lidera z nadania politycznego, właściciela firmy lub menedżera, od którego nastroju zależy, co się stanie z firmą i z jej pracownikami. Jak kapryśny pan lub pani ma dobry humor, to pochwali. Jeśli jest wściekły, to zgani albo i wyrzuci z pracy.W konsekwencji pracownicy tracą swoją kreatywność i inteligencję, bo zajmuje ich wychwytywanie nastrojów "pana". Tworzy się "dwór", a w opozycji do niego małe sojusze czy nepotyczne struktury, których członkowie pozostają we wrogości do całej organizacji.
Czasami jestem pyta na, czy według mnie i mojego doświadczenia, istnieje korporacyjna uczciwość... I tutaj zwracam uwagę, że uczciwość po prostu jest, albo jej nie ma. Nie robiłabym takich rozróżnień, bo to demonizuje świat korporacji. Uczciwość w życiu polega np. na tym, by oddać pożyczoną książkę, a w korporacji - by przypomnieć podwykonawcy o wystawieniu faktury, a nie zacierać ręce w nadziei, że może zapomniał:) Uczciwe korporacje wnoszą na rynek jakieś dobra, usługi, towary, za które klienci gotowi są zapłacić. I to jest fair. Nie jest fair, kiedy ktoś nas namawia na produkty, które nie mają wartości. W uczciwym zarządzaniu dużo mniej mówi się o misji, wizji i wartościach, a więcej o celach i kryteriach. Jest nim zapraszanie pracowników do "design thinking", czyli do projektowania twórczych rozwiązań, a nie zmuszanie ich do rywalizacji i walki.
Ale jeszcze daleka droga przed nami... Bo Polacy są przyzwyczajeni do zachowań folwarcznych (chociaż już coraz mniej). I nawet jeżeli pojawia się lider, który chce wprowadzić nowe reguły oparte na prawdzie i uczciwości, to ludzie podświadomie wolą grać dalej w swoje gry w ramach dotychczasowych zmów. Patologia folwarku czy korporacji nie polega na tym, że oto mamy psychopatycznego szefa, tylko że istnieje niepisane przyzwolenie na pewnego rodzaju zachowania.
Psychoanalityk Wilfred Bion zauważył, że zachowania i styl działania lidera nie wynikają z jego charakteru czy decyzji, tylko że grupa, zasysając go, decyduje, czy on będzie sadystą, czy konformistą. Ludzie ludziom gotują ten los.Naiwna jest wiara, że jeżeli odejdziemy od unieszczęśliwiającej nas korporacji czy innego "wrogiego" środowiska i zanurzymy się w świat bliskich relacji, na przykład wrócimy do naszych rodzinnych korzeni, to znikną wszelkie problemy. Nadzieja na rozwiązanie naszych problemów, jest tak samo naiwna, jak widzenie korporacji jako świata demonicznego, nastawionego wyłącznie na eksploatację.
Pamiętajcie, że bez względu na to gdzie pracujecie, to istotną wartością jest życie własnym życiem, poczucie jego autentyzmu, pewnej spójności. Funkcjonowanie w wielkich organizacjach może z tego punktu widzenia być bardzo trudne. Stąd eksploatowany do bólu przez kolorowe czasopisma mit ucieczki z korpo na wieś, do kóz i kur, i najlepiej w Bieszczady:).
Może być tak, że pod wpływem jakiegoś niespodziewanego zdarzenia ktoś odkryje, że życie, jakie toczy się w biurowcu, to nie jest cały świat i że warto znaleźć, zdobyć, zorganizować przestrzeń na inne sprawy: rodzinę, przyjaciół, sport. Może faktycznie ktoś tkwi w paskudnym miejscu i powinien z niego odejść?
Bardzo dobry artykuł, a szczególnie spodobał mi się fragment: "Naiwna jest wiara, że jeżeli odejdziemy od unieszczęśliwiającej nas korporacji (...), to znikną wszelkie problemy". Mądre słowa! Nagle okazuje się, że w mniejszej firmie też coś nam nie pasuje, a życie w Bieszczadach wcale nie jest takie sielankowe. Dlatego pracując z klientami, którzy chcą zmienić pracę, zawsze sięgam głębiej. Często próbują pracą sobie zasłonić wszystkie problemy...
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za komentarz :)
Usuńdlatego nie mogłabym pracować w korporacji bo bym chyba nie dała rady wytrzymać w takim ciągłym wyścigu szczurów.
OdpowiedzUsuń