sobota, 23 stycznia 2016

Trudna sztuka "nicnierobienia" - czyli dlaczego ważne jest leniuchowanie?

8 komentarzy
Lubicie leniuchowanie? A potraficie? Bo wbrew pozorom,, wcale nie jest to takie proste. Kiedy zrobimy sobie przerwę w pracy, to wcale tak szybko nie otrzymamy tego upragnionego wewnętrznego spokoju. Przyjdzie stopniowo i na tyle, na ile się pozbędziemy nerwowych przyzwyczajeń.
Wiecie ile czasu człowiek jest w stanie przeżyć bez jedzenia, wody, snu i internetu? Bez jedzenia człowiek przeżyje maksymalnie miesiąc, bez wody - tydzień, bez snu może funkcjonować 4-5 dni. A bez internetu? Zaledwie kilka godzin... :) I teraz pewnie wiele osób uśmiechnęło się do siebie (zapewne na myśl o własnym uzależnieniu od sieci). Tylko czy rzeczywiście fakt, że bez internetu jesteśmy w stanie wytrzymać zaledwie moment, jest zabawny?
Jesteśmy bez przerwy online, ciągle dostępni. O każdej porze możemy przeczytać e-mail, SMS, odebrać telefon, sprawdzić co się dzieje na blogu, skomentować status, wrzucić coś na walla, podzielić się myślą na Twitterze, zdjęciem na Instagramie... Może i czasem chcielibyśmy się wyłączyć, pobyć z dala od bombardujących nas informacji, ale myśl o tym, że coś nas ominie, jest bardziej niepokojąca niż dźwięk sygnałów oznajmiających, że przyszła nowa wiadomość. Poza tym tak przyzwyczailiśmy się do życia w pędzie, bycia wydajnymi i produktywnymi, że trudno nam nagle zwolnić. Bo jak to - mamy tracić czas, skoro wiemy, że tyle fantastycznych rzeczy na nas czeka? Istotne jest też to, że funkcjonujemy w tak szybkim świecie, w świecie w którym nie bardzo możemy sobie pozwolić na zwolnienie, nawet gdybyśmy bardzo tego chcieli, bo natychmiast "pożerają" nas konkurenci. Tak więc podejmujemy decyzję, że wytrzymamy to tempo.
Trudno w takiej rzeczywistości mówić o spokoju. Co gorsze, tak się z tym pośpiechem i byciem online zrośliśmy, że poczucie ciągłego zagonienia jest już normą. Ktoś, kto zawsze ma czas, staje się podejrzany. Bo jak to - nie wyciskasz życia jak cytryny? Cóż za marnowanie życia! Jak nic mamy do czynienia z leniem! A leń nie jest lubiany czy akceptowany. Wiemy od tym od dziecka - z wierszyka Jan Brzechwy. Także słownik języka polskiego nie pozwala nam na dobre myślenie o leniu, bo w definicji „lenia” mamy takie synonimy jak „próżniak” i „nierób”. W świecie nastawionym na sukces "nicnierobienie" jest uwierającym przywilejem.
Tymczasem, Ulrich Schnabel, zapisał w swoje książce („Sztuka leniuchowania. O szczęściu nicnierobienia”), że "nicnierobienie" to są te godziny, kiedy zamiast gonić za pieniędzmi, karierą czy sukcesem, staramy się dotrzeć do samych siebie. I nie sprowadza się to wyłącznie do bezczynności. Leniuchujemy w czasie inspirujących rozmów, grania w planszówki, muzykowania, pichcenia czy spacerowania. W tych momentach, które mają wartość same w sobie i nie poddają się nowoczesnej logice oceniania, nie są nastawione na zysk. Osobiście uwielbiam takie leniuchowanie i od pewnego czasu, pamiętam, aby w moim życiu był też czas na "nicnierobienie". Intensywny dzień w pracy? Ok, zdarza się bardzo często, ale po pracy leniuchuję: ciepła kąpiel, książka pod kocykiem, rozmowa z rodziną i dobry film - idealny sposób na regenerację!:)
Niestety, rozmawiając ze znajomymi, zwróciłam uwagę, że w większości przypadków ten czas wolny, w którym mielibyśmy się zająć tym, co dla naszego ducha, a nie dla naszego portfela, prawie nie istnieje.  Co się zatem stało z wolnym czasem? Gdzie się podział? Odpowiedź jest w zasadzie banalna i oczywista. Zniknął wraz z tempem współczesnego świata. Technika i nowe technologie miały nam zagwarantować oszczędność czasu, a nadały życiu pęd, który sprawił, że mamy go mniej niż dawniej. Prosty przykład - pisanie e-maili zamiast tradycyjnych listów. Teoretycznie napisanie e-maila zajmuje chwilę, ale paradoks polega na tym, że wszyscy komunikują się w ten sposób. Zatem więcej osób wyśle wiadomość i większej liczbie osób trzeba będzie odpisać, a co za tym idzie, poświęcić na korespondencję więcej czasu. Pamiętam dobrze, że z tradycyjnymi listami takiej częstotliwości nie było...
Im więcej informacji do nas dociera, tym mniej czasu mamy na ich przepracowanie. Stanisław Lem powiedział: „Nikt nic nie czyta, a jeśli czyta, to nic nie rozumie, a jeśli nawet rozumie, to nic nie pamięta”. Tak samo jak z czytaniem jest z bombardującymi nas wszystkimi kanałami informacjami. Jednym uchem wpadają, a drugim wypadają, bo nikt nie jest w stanie zapamiętać i przetworzyć spływającej bez końca masy danych. Skutecznie i bez przerwy odrywają nas za to od właściwego zajęcia, rozwałkowując nasz czas pracy i osłabiając tym samym naszą uwagę. Doszliśmy do momentu, w którym mając czas wolny i mogąc się nim cieszyć, czujemy się znudzeni brakiem wydarzeń i sami z siebie, przez nikogo niezmuszani, stwarzamy sobie gorączkowy pośpiech.
A w pracy - nie dość, że od zadań w godzinach pracy odrywają nas e-maile, telefony czy koledzy, to tak przyzwyczailiśmy się do nieustannych zakłóceń, że sami sobie przerywamy. Zwróćcie uwagę, ile razy do tej chwili przerwaliście sobie lekturę mojego wpisu choćby sekundowym spojrzeniem w okno, sprawdzeniem, czy nie ma nowego komentarza pod postem na Facebooku, albo myślą o tym, co trzeba zrobić za chwilę?:)
Sami widzicie - dzisiaj, leniuchowanie to nie taka prosta sprawa... Emocje związane z oczekiwaniem na nadejście nowych informacji, kolejnych bodźców, są równie uzależniające jak podjadanie chipsów czy solonych orzeszków. Przeciążona siła woli nie udźwignie kolejnego zakazu... W takim razie, co nam pomoże? 
  • Zasada małych kroków: najpierw zrezygnować z batoników czekoladowych podjadanych między posiłkami, a skrzynkę poczty elektronicznej zamknąć przynajmniej na godzinę. To już jest coś! Dopiero wtedy, kiedy taka zmiana zachowania przekształci się w nawyk, można przejść do kolejnego kroku. 

Możliwe, że zastanawiacie się teraz, po co mamy przełączać się w tryb offline i pozwalać sobie na słodkie "nicnierobienie", skoro to wymaga od nas wysiłku? A słyszeliście o radosnym okrzyku „Eureka!” wydanym przez Archimedesa? Archimedes wpadł na swój pomysł w wannie, kiedy zażywał relaksującej kąpieli. Odkrył coś wielkiego właśnie w czasie odprężającego "nicnierobienia". A zdarzyło się Wam powiedzieć „Muszę się z tym przespać”, mając na myśli pozyskanie czasu potrzebnego na podjęcie decyzji?:) To jest właśnie ta moc "nicnierobienia". Kiedy przestajemy intensywnie myśleć o sprawie, pozwalamy odpłynąć kłębiącym się w głowie za i przeciw, a rano budzimy się z gotową decyzją. Dlaczego? Otóż, kiedy całymi godzinami człowiek bez rezultatu zastanawia się nad jakimś problemem, to dopiero, kiedy się odpręży, zobaczy  rozwiązanie! Twórcze pomysły mają to do siebie, że objawiają się wtedy, gdy nie staramy się ich na siłę przywołać, czyli na przykład w czasie leniuchowania - drzemki, medytowania, spaceru, pod prysznicem. Ja mam najwięcej fajnych pomysłów w wannie, albo na spacerze, kiedy spokojnie obserwuję otaczający mnie świat. 
Jest fajna metoda na złapanie momentu spokoju - w kalendarzu, poza obowiązkami, zaplanować i wpisać sobie także „NIC”. A kiedy ktoś będzie proponować nam spotkanie w tym właśnie czasie, odmawiać tak jak odmawiamy, kiedy widzimy zaplanowaną telekonferencję. Na "NIC" też warto znaleźć czas. 
CIEKAWOSTKA o drzemce: zwiększa uwagę aż o sto procent, wzmacnia motoryczną koordynację i dokładność, co jest tak samo ważne dla chirurgów, jak i i mechaników czy sprzedawców; poprawia zdolności percepcyjne i decyzyjne. Korzystnie wpływa na wygląd i zdrowie, zmniejszając ryzyko ataku serca czy wylewu z powodu przemęczenia, pomaga w zrzuceniu wagi, ponieważ ludzie wyspani rzadziej odczuwają apetyt na słodycze i tłuste jedzenie, polepsza ogólny nastrój, gdyż w czasie snu wydziela się serotonina. Poprawia sprawność pamięci i kreatywność. I z czym trudno polemizować, korzystnie wpływa na życie seksualne!
Warto zdobyć się na odwagę i spróbować przełączyć się czasami w tryb offline, bo jak powiedział niemiecki filozof Walter Benjamin: „Szczęście to odnaleźć samego siebie i się nie przestraszyć”.

8 komentarzy

  1. zgadzam się,tylko trudno to zrobić...ale...jest możliwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że jest, ja jestem tego przykładem:) Łatwo nie było, ale dzisiaj wiem, że można ;) Pozdrawiam i zapraszam ponownie!

      Usuń
  2. To bardzo ważny problem, który bardzo często mamy z tyłu głowy, a jakoś niechętnie chcemy o nim pamiętać. Czas na odpoczynek jest bardzo ważny dla naszej higieny umysłowej. Zgadzam się ze wszystkim co zostało napisane w artykule, a aspekt przebodźcowania budzi moje największe obawy. Każdy materiał ma swoją wytrzymałość.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba presja otoczenia jest tego powodem, bo "jak możesz leniuchować, skoro jest tyle do zrobienia. Leniuchujesz, to znaczy, że nie chcesz się rozwijać"... A odpoczynek jest bardzo ważny - dla kreatywności i dla samego organizmu. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Ja cały czas się tego uczę... Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę powodzenia, ja pierwsze lekcje mam za sobą - i wiem, że można się nauczyć leniuchowania, ale czasami muszę sobie o tym przypominać ;) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Ja mam poczucie, że chcę tyle fajnych rzeczy zrobić, że szkoda mi czasu na nicnierobienie. I to nie znaczy, że nie odpoczywam czy nie mam czasu dla siebie.

    OdpowiedzUsuń

ARCHIWUM BLOGA

.
=async defer src="//assets.pinterest.com/js/pinit.js"/script>